piątek, 6 grudnia 2019

Ciekawskie ryje :)

W ubiegły czwartek pogoda zaskoczyła pięknym słońcem i błękitnym niebem. Lekki mróz, niewielki szron, a do tego zupełny brak wiatru. Idealna pogoda, żeby wyskoczyć do lasu. Jechałam z pewną dozą niepewności, niepokoju, ale też lekkiego podekscytowania - ponieważ sezon inwazji grzybiarzy dobiegł końca, mogłam znów zacząć filmować w lesie. Dwa tygodnie wcześniej znalazłam miłe, zaciszne miejsce, niedaleko mojego ulubionego drzewa, w które (tak mi się wydawało) z chęcią bym poszła, będąc niskopiennym dzikiem :) Zawsze warto kucnąć i spojrzeć na świat z punktu widzenia dziczego ryjka - otwiera się przed nami wiele nowych tras i fascynujących szczegółów krajobrazu. Trasy zwierząt w tym konkretnym lesie są jednakże trudne do przewidzenia, z uwagi na liściastą ściółkę, w której nie odbijają się tropy, ani nie powstają wyraźne ścieżki. Tylko gdzieniegdzie bardziej rozgarnięte liście lub "skopany" pień drzewa może dać jakąś podpowiedź.




Las był tego dnia wyjątkowo urokliwy. Słońce wdzierało się między pnie (już coraz bardziej siwe, jak to bywa zimą) i rozganiało zalegające resztki mgły.






Właściwie o obserwacjach zwierząt z marszu nie mogło być mowy - zmrożone liście pod stopami robiły bardzo dużo hałasu. Był więc czas na przyjrzenie się paprociom, grzybom, pogadanie z drzewami i absolutny relaks. Człowiek w codziennym biegu zapomina, jak to jest odetchnąć pełną piersią, zwolnić i poczuć dziecięcą radość z małych, lecz pięknych, rzeczy. Poczuć pod palcami chropowatą korę dębu, dostrzec błysk słońca w kryształkach lodu, uwolnić wyobraźnię.






Kamera, dobrze ukryta, na szczęście nie została naruszona, choć porządnie przymarzła do gałęzi. Na karcie pamięci kilka mikołajkowych prezentów, pod postacią naszego aktualnie najbardziej znienawidzonego, osądzanego o całe zło świata gatunku, czyli oczywiście dzika. Piękne zwierzęta z błyskiem w oku, w grubych, zimowych szatach, jak zwykle były niezmiernie zaciekawione nieznanym obiektem. Jak to u inteligentnych stworzeń bywa, ciekawość jest bardzo silna i nieuchronnie prowadzi do interakcji z kamerą:) Zwłaszcza u młodych, tegorocznych dzieciaków, dla których zwisający paseczek mocujący to pokusa nie do przezwyciężenia. Niestety kamera zrobiła mi psikusa, i mimo ustawienia na nagrywanie minimum 3 minutowych filmów, robiła ujęcia jakie chciała :) Przepraszam więc za lekki niedosyt, który sama też czuję. Jednakże bardzo się cieszę, że jeszcze widuję dziki. I coraz bardziej mi smutno, że przez ludzką głupotę, układy i lenistwo, te ciekawskie ryje są u nas skazane na zagładę. Las straci najlepszych sanitariuszy na świecie, przyrodnicy stracą możliwość obserwowania tych niezwykłych stworzeń, rolnicy stracą mnóstwo pieniędzy, przez konieczność wybijania stad świń zaatakowanych przez ASF (choć tych akurat najmniej mi żal...), a chyba jedyną zadowoloną grupą są myśliwi, którzy mogą zabić mnóstwo zwierząt, jednocześnie rozsiewając wirusa w środowisku ( bioasekuracja w ich przypadku to kpina, patrochy walające się po lesie i krew skapująca z aut transportujących tusze, mówią same za siebie...). Szkoda. Spójrzcie w ich oczy, spójrzcie, jak są piękne. Patrzcie, póki jest na co...


1 komentarz:

  1. Dziki ewidentnie miały parcie na szkło:).Piękne zdjęcia, świetny tekst, czekam na książkę Pani autorstwa.

    OdpowiedzUsuń