czwartek, 31 maja 2018

Streszczenie

Wygląda na to, że wpadłam chwilowo w czarną dziurę. Chyba tylko tym mogę wytłumaczyć kompletny brak jakichkolwiek notek, skoro regularnie robiłam zdjęcia z myślą o wstawieniu ich na bloga. Zaburzenia na linii moje palce-klawiatura-internet spowodowały bezpowrotne zagubienie wszystkich treści i emocji w rozległej pustce wszechświata...

No dobra, po prostu jestem do granic możliwości niezorganizowanym leniem, lekko zagubionym w nowej rzeczywistości. Odzwyczaiłam się od tej odrobiny pracy twórczej, jaką jest pisanie, przez co idzie mi to dziś jak po grudzie. Zwłaszcza kiedy temperatura na dworze przekracza mój poziom komfortu o jakieś 15 stopni. Wyjść do lasu też znacznie mniej, niż podczas studiów, z jednej strony dlatego, że do lasu daleko (choć po planowanej niedługo przeprowadzce będę miała o wiele bliżej), z drugiej dlatego, że często zwyczajnie nie mam na to siły. Daje mi się to jednak mocno we znaki, bo znów z tęsknotą patrzę na horyzont, a gdzieś w środku do głosu coraz usilniej dobija się mój łazik.

Tak czy siak, parę zdjęć się nazbierało. Te poniżej, to kilka zdjęć znad Warty - przepiękny teren.





Z tego gościa niżej bardzo się przez chwilę ucieszyłam. Wyglądało na to, że ten samczyk muchołówki białoszyjej planuje osiedlić się w budce na mojej działce, ponieważ intensywnie śpiewał przy niej przez parę dni. Niestety, podjął ostatecznie złą decyzję - przeniósł się 2 kilometry dalej, do budki powieszonej tuż przy polnej drodze, naprzeciwko niewielkiego ośrodka rekreacyjnego. Razem z samiczką regularnie donoszą pisklętom owady. Choć u mnie miałby niewątpliwie większy spokój, to mam nadzieję, że i tam odchowają skutecznie młode.









A tutaj coś, co sprawiło, że poczułam ulgę. Niewielką, ale jednak. Na szczęście nie wszystkie rybitwie gniazda na Wiśle zostały zalane przez głupotę i arogancję niektórych jednostek. Na przęsłach mostu w Toruniu kurczaki chowają się dobrze. To pewnie bardzo niewielki procent tych, które mogły już niedługo wylecieć z gniazd, ale w tej sytuacji nawet takie rzeczy cieszą.


Dla mnie "długi" czerwcowy weekend zacznie się dopiero w sobotę, więc liczę na to, że w niedzielę rano uda mi się coś zaobserwować, i sfotografować (dbając przy okazji o naładowaną baterię i pustą kartę pamięci, o to dość często mnie gubi).

3 komentarze:

  1. Miło mi zobaczyć nowy post. :) Prześliczne zdjęcia, lubię takie tereny. Właściwie to potrzeba mi, by uciec w taki teren. Jedyne co mnie powstrzymuje to upał. Nie jestem fanką upałów i czuję się tą temperaturą wręcz zmęczona. hehe Pozdrawiam Cię serdecznie, mam nadzieję, że niebawem znów dodasz post, czekam cierpliwie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, gorąco jeszcze nie odpuści przez chwilę. Ale za to mają być burze, lubię ;)

      Usuń
  2. Dlatego Drogie Panie w teren chodzi się o brzasku. Panuje wtedy przyjemny chłodek (jakieś 20 stopni), insekty (za wyjątkiem kleszczy) nie dokuczają, a jeleniowate właśnie kończą kolacjo-śniadanie i udają się na spoczynek, defilując przed obiektywem:))) PS. Szkoda, że Cię ta muchołówka wystawiła do wiatru.

    OdpowiedzUsuń