wtorek, 3 stycznia 2017

Styczniowy eliksir zdrowia


Podobnoż idzie zima. Na społeczeństwo padł blady strach, no bo jak to tak, zima w styczniu? No skandal po prostu, skandal! Pani z telewizora, dziś rano, złowrogim głosem zapowiadała w weekend po -20 stopni na wschodzie, inny z kolei Pan straszył śnieżycami. Z jednej strony fajnie, bo jednak +8 zimą to jednak lekka przesada, ale z drugiej - nasze organizmy czeka niemały szok, kiedy temperatura spadnie o niemalże 30 stopni w dół. Cóż więc robić, no cóż? Na bilet do Kenii mnie nie stać, właściwie teraz, po zakupach świątecznych, i z biletem do Wałbrzycha byłby problem.
Ale, nie upadajmy na duchu! Znalezione w kieszeni prę złotych to kwota idealna, żeby upolować w sklepie parę cennych, a jakże niedocenianych surowców.

Jako że, zrobione wiosną i latem, syropy z kwiatów i owoców bzu właśnie przeszły do historii (w tym roku trzeba koniecznie zrobić dwa razy więcej!) to czas wolny wykorzystałam na uwarzenie zimowego eliksiru wzmacniającego. W jego skład wszedł przede wszystkim imbir, do tego goździki, suszone owoce czarnego bzu oraz dzikiej róży (dostępne w większości aptek i czasami w zwykłych spożywczakach) oraz niezastąpiony miód wielokwiatowy. Jeśli ktoś ma dostęp do gryczanego to jeszcze lepiej, podobno ma najsilniejsze właściwości spośród wszystkich miodów. Z tychże składników otrzymujemy cudownie rozgrzewający lek, użyty odpowiednio wcześnie odgania wszystkie przeziębienia, a i w chorobie przynosi ulgę i skraca jej czas trwania.


A więc do dzieła! Po pierwsze świeży imbir. Nie muszę chyba wspominać, że ma świetne właściwości przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe, a do tego mocno rozgrzewa? Żeby dobrze wykorzystać jego właściwości, dzień wcześniej musimy wydobyć z niego całą esencję. Na 1 litr wody potrzebujemy około 8 cm kłącza, które obieramy ze skórki i trzemy na tarce o małych oczkach bezpośrednio do garnka, aby nie stracić cennego soku. Tak przygotowany imbir zalewamy litrem wrzącej wody, całość przykrywamy od góry i zostawiamy na kilka godzin, najlepiej na noc. Nazajutrz wywar przelewamy przez sito, dokładnie wyciskając resztki płynu z przetartego kłącza. Ja wczoraj zrobiłam 2l takiego wywaru.

Po drugie - czarny bez i goździki. Obydwa to silne przeciwutleniacze, wspierają również układ odpornościowy, mają działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne.  Na 1 l starczy pół paczki goździków (czyli jakieś 7-8 gram) i jedna paczka suszonych owoców bzu czarnego - jakieś pół kubka. Wszystko wsypujemy do wywaru z imbiru i gotujemy na wolnym ogniu około 30 minut, dolewając na bieżąco wody, która wyparuje. Zapach w mieszkaniu obłędny ;)


Kiedy tylko nasz eliksir wystarczająco ostygnie (ma być letni, tak żeby móc spokojnie zanurzyć w nim palec), odcedzamy owoce i dodajemy miód - tutaj proporcje dowolne, zależy od naszych upodobań smakowych, wiadomo - im więcej tym lepiej :) U mnie na 2l ląduje zazwyczaj pół litrowego słoja miodu. Na koniec do każdego słoika/butelki czy innego pojemnika na nasz syrop wsypujemy trochę suszonej dzikiej róży (ja mam tym razem mieszankę dzika róża + hibiskus) i zalewamy wszystko wywarem. Dzika róża powinna powoli oddawać wszystko, co w niej najcenniejsze, a my nie stracimy przez obróbkę cieplną zawartej w niej witaminy C.

Jak stosować? Można profilaktycznie łyżkę dziennie, a kiedy czujemy, że łapie nas choroba - po 2 łyżki kilka razy dziennie. Nie wlewajmy syropu do gorącej herbaty, bo stracimy połowę jego właściwości! Przy zbliżającej się chorobie proponuję oprócz tego zrobić wywar z samego imbiru i dodawać do herbaty (tutaj nie musimy bać się temperatury). Taki napój wymieszany w stosunku max. 1:1 bardzo silnie rozgrzewa.

Na zdrowie!

10 komentarzy:

  1. Wow, taki eliksir to samo zdrowie i odporność! Jakby się tak wziąć i stworzyć go też u siebie w domu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, niedużo pracy i kosztów, a działanie przednie ;)

      Usuń
  2. uwielbiam imbir :)robię nieco inaczej ale efekt ten sam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak robisz jeśli można spytać? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wpis i piękne zdjęcia. Bardzo podoba mi się pierwsze - ten kontrast między śniegiem a ciemnymi drzewami wygląda ekstra :)
    Pozdrawiam i zapraszam też do siebie: ptasieslady.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja imbir i miód pakuję do każdego kubka herbaty. A taki mielony to i do kawy, razem z cynamonem i kurkumą. Dodatek czarnego bzu mnie zainteresował. Trzeba nabyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki pokrojony w plasterki w herbacie oddaje o wiele za mało "mocy" jak dla mnie. Miodu też nie dodaję, bo zwyczajnie nie chce mi się czekać, aż herbata ostygnie i będzie można dodać bezpiecznie miód, a zimna herbata już nie taka fajna ;)

      Usuń
    2. a ja czekam z tym miodem, bo gorącą się zawsze poparzę w język ;-)

      Usuń
  6. A ja w przypadku bólu gardła katuję się żując imbir na surowo, ale do ziołowych herbat też daję i dodatkowo kawałki cynamonu, a z czarnego bzu robię nalewkę z kwiatów, bo owoce coś nie bardzo na mnie działają. Fajny pościk!

    OdpowiedzUsuń