sobota, 28 stycznia 2017

Łazik

Każdej wiosny i każdej jesieni ktoś niepostrzeżenie przychodzi, może we śnie, i wciska taki mały, głęboko ukryty guziczek gdzieś w środku mojego ja. Pewnie jest zielony i pachnie ściółką. Guziczek, nie ten ktoś. Wciśnięcie owego guziczka powoduje zapoczątkowanie lawiny zdarzeń - otóż otwieram w pewnym momencie oczy i wiem, że muszę IŚĆ. Nieważne gdzie, byle przed siebie i daleko. Zdaje się, że to jakiś głęboko zakorzeniony relikt corocznych migracji moich dalekich, bardzo dalekich przodków. W tym roku jednak tytułowy łazik włączył mi się wyjątkowo wcześnie. Jest dopiero końcówka stycznia! Zawsze była to końcówka lub środek lutego, początek marca i zawsze wiązał się z nim szybki powrót wiosny. Więc albo to mój łazik się zepsuł, albo faktycznie wiosna przyjdzie szybko w tym roku. Ptaki chyba też mają podobne zdanie, sądząc po śpiewających kosach, bogatkach i czyżach. Mój łazikowy zmysł jest i dobry, i zły zarazem. Dobry, bo doskonale wiem, co gna ptaki do wędrówki, a i ochoty do wysiłku mam wtedy o wiele więcej. Zły, bo jak już pójdę, to wracam po 20 kilometrach (a jak się siedzi od grudnia i nic nie robi, to taka odległość skutkuje dość sztywnym chodem nazajutrz), a poza tym nie myślę za bardzo o niczym innym, tylko przeglądam mapy, planuję wycieczki... Produktywność zabójczo spada!

Wczoraj zatem wybrałam się w poszukiwaniu punktu na mapie, który mnie zainteresował. Otóż chodzi o pozostałość po wsi Zofijówka. Na mapach Google wyglądało to po prostu jak kępa krzaczorów, ale nazwa była na tyle urokliwa, że długo się nie zastanawiałam. A że pogoda wyjątkowo dopisała, było cieplutko, to i szło się bardzo raźnie.
Widoki - przednie!




Niestety, całkowitej sielanki nie było. Najpierw, idąc jakimiś chaszczami, zobaczyłam ślady krwi, zapewne sprzed dni kilku, bo przykryte były cienką warstwą lodu. Tu parę kropel, tam kolejnych kilkanaście, wyraźny sznur, a wokół tylko sarnie ślady. Pewnie postrzałek... Mam cichą nadzieję, że komuś się chciało ruszyć 4 litery i dobić, a nie że sarna musiała sama konać w męczarniach, albo i do teraz biega z przestrzeloną nogą na przykład...
A potem wyszłam z lasu na rozległe pola. Przestrzeń przepiękna, skrzypiący śnieg pod nogami, kryształki lodu zdobiące rośliny i znów - z lewej słyszę strzały, po chwili z prawej też. Idę polami, mijając kolejne ambony i sama czuję się, jak taka zwierzyna. I tylko patrzę w okna ambon, czy nikt mi się z góry nie przygląda, i modlę się, żeby czyjaś kula nie poleciała za daleko i żebym wróciła żywa z te wyprawy...





Do Zofijówki dotarłam, zjadłam śniadanko siedząc na bardzo starej wierzbie i przyglądając się ruinom budowli. Nawet mój mózg, kompletny ignorant jeśli chodzi o historię, zastanawiał się, kto tam mieszkał, kto żył... Internet za wiele nie mówi. Ale jak mój mózg się uprze, to znajdzie informacje. Trzeba wykorzystać ten moment, może własnie tutaj następuje przełamanie mojej szkolnej odrazy do nauki historii? Byłoby miło...
C.D.N!

8 komentarzy:

  1. I piękna fotorelacja, i piękna wycieczka, tylko te polowania :/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałabym nic przeciwko polowaniom, gdyby odbywały się w rozsądny sposób, udający działalność normalnych drapieżników - czyli strzelanie do zwierząt słabych/kalekich, nie wysypywanie ton karmy zimą i szacunek do prawdziwych drapieżników, a nie ich eliminacja... Tymczasem przeciętny myśliwy strzeli po prostu do tego,co się rusza (nie ważne, że to jest najpiękniejszy byk w lesie i mógłby przekazać swoje geny dalej), zwłaszcza na zbiorówkach. Zimę przeżywają te zwierzęta, które w naturze pewnie by padły, bo są tylko na tyle silne, żeby przeżyć przy paśniku, ale nigdzie indziej. Już nie mówiąc o dziesiątkach postrzałków, które sobie potem biegają ze śrutem w miednicy na przykład. Jestem ciekawa (z chęcią bym takie materiały poczytała) jak zmienił się pokrój chociażby jeleni, odkąd człowiek ma taka łatwość w zabijaniu...

      Usuń
  2. U mnie w okolicy ptactwo jeszcze zimowo gada, o ile gada, tak właściwie to nieznośna cisza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kortowski, przynajmniej w piątek, brzmiał pięknie. Podobno też ptaki się ruszyły, słyszałam od znajomych że ich karmniki podejrzanie opustoszały, podobnoż kawki też lecą. Zobaczymy, czy to falstart, czy rzeczywiście wiosna się zbliża ;)

      Usuń
  3. Tę Zofijówkę to i ja muszę wygooglać.
    A w karmniku u mnie ruch, choć tylko wróble, mazurki, bogatki i modraszki. Nic "egzotycznego", w typie grubodzioba na przykład, jeszcze tej zimy mnie nie odwiedziło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to ostatnie momenty żeby tam na spokojnie pójść, bo zaraz budowa obwodnicy ruszy na całego i tyle będzie z pięknych krajobrazów...

      Usuń
  4. bardzo fajne miejsca spacerowe i pretekst historyczny równie motywujący ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Niestety wychodzi na to, że niniejsza wycieczka wykończyła mój aparat... Czekam na wyrok z serwisu, cz jeszcze go ożywią :(

      Usuń