niedziela, 20 stycznia 2013

Zimowe marzenia

Środek zimy. Grube warstwy śniegu leżą na niegdyś zielonych łąkach i polach, przykrywają karoserie samochodów, skrzypią pod butami przechodniów. Mróz gryzie w poliki, a myśli wciąż wybiegają do wspomnień o lecie, o kwitnących kwiatach, śpiewających ptakach, fruwających motylach...Siedzę więc przed oknem, obserwując spadające płatki śniegu i rozmyślam...

***

Świt. pierwsze, delikatne promienie dotykają kłującymi igiełkami świat. Wbijają się w mrok i chłód nocy, spychając ją do najciemniejszych zakamarków lasu. Przebijają na wskroś gęstą zasłonę mgły, odkrywając rozległe łąki i pastwiska, gdzieniegdzie poprzecinane polami i lasami. Głaszczą po kolei każdą roślinę, każdy zmarznięty pąk. Na szarych płatkach maków znów pojawia się rumieniec, jakby były one zawstydzone obecnością Słońca. Srebrzyście lśnią kropelki rosy na zielonej trawie, przystrajając ją w diamenty. Jest chłodno. A ja siedzę na łące pośród zwiewnych turzyc, chciwie wystawiając twarz do naszej gwiazdy. Czuję delikatne ciepło na zamkniętych powiekach, rozkoszuję się nim, czerpiąc energię na cały dzień. Nie otwieram oczu. Jeszcze nie. Słucham. Słucham radosnego zaśpiewu kosa, szczerze cieszącego się z nastania dnia. Chwilę potem dołącza do niego czyżyk, gdzieś daleko w lesie słychać baśniową pieśń wilgi. Z chwili na chwilę las i łąka rozbudzają się coraz bardziej. Słyszę szelest liści, poruszanych delikatnym wiaterkiem, spadające co chwilę krople rosy. Czuję życie, przede mną, za mną, we mnie. Ja jestem światem, świat jest mną. Otwieram oczy, na mojej twarzy pojawia się błogi uśmiech. Piękno jest wszędzie. Z zachwytem patrzę na leśną ścieżkę, która zaczyna mienić się złotem. Mgły już zanikły, pochowały się w cieniach, zabierając ze sobą wszystkie nocne strachy. Ciepło rozgrzewa moje zmarznięte kości, czuję się rześka i szczęśliwa. Las i łąka nie tracą ani chwili - ptaki uwijają się wśród gałęzi, zafrasowany bąk przelatuje gdzieś koło moich bosych stóp, na delikatnych kwiatach firletki suszą skrzydła rusałki. Życie! Czuję, jak wstępuje we mnie dzikość, rozpiera energia. Biegnę przed siebie, z radością w sercu, płosząc przycupnięte w wysokim zbożu sarny. Życie! Wbiegam w las, zatrzymując się tylko na chwilkę przy dorodnym krzaku soczystych jeżyn, ociekających rosą. Życie! Nie widzę już ścieżki, nikt mnie nie znajdzie. Jestem całkiem sama, w lesie który znam i który kocham jak własny dom. Nie wrócę stąd prędko. Jest przecież tyle rzeczy do zbadania. Kto dziś odwiedził leśny wodopój? Jak mają się prześliczne pisklęta muchołówki? Jakie łapy stąpały po polu, zostawiając głębokie i duże ślady? Z uśmiechem na ustach znikam za pniem dostojnej brzozy, która delikatnie szumi swoimi zielonymi liśćmi. Kiedy wrócę, mając już pół dnia za sobą, oni dopiero będą otwierać oczy i wygrzebywać się spod ciepłych kołder. Narzekając, dlaczego wstawać muszą tak wcześnie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz