poniedziałek, 31 lipca 2017

Leśna szkoła śpiewu

Ha! W końcu trochę wolnego, w końcu mogłam wstać przed piątą po to, żeby iść do lasu, a nie do pracy. Oj, brakowało mi tego, a las chyba dobrze o tym wiedział. Poranek bezchmurny, lekko mglisty i ciepły, bez chord strzyżaków, komarów, gzów... żyć nie umierać!(choć to przypuszczam zasługa "znikacza kleszczy" od Herbiness, na komary działa super, na kleszcze chyba też, bo mimo tarzania się w trawie nie złapałam ani jednego. Mam wrażenie że działa też na strzyżaki, albo jest ich po prostu tak mało) Za progiem domu przywitała mnie lekko ezoteryczna facelia, która sprawiała jak dla mnie wrażenie trochę mrocznej... Taka facelia, co to szepcze po cichu "wejdź, wędrowcze, połóż się między nami, zaśnij, a inni już się tobą zajmą..."


Wybrałam jednak bezpieczniejszą opcję i poszłam dalej :) Na następnym polu przywitały mnie żurawie. Zleciały majestatycznie (one z resztą nie potrafią latać niemajestatycznie) na rżysko i, jak to mają w zwyczaju, obwieściły całemu światu, że oto są. Zaraz też dostały odpowiedź od trzech innych par za lasem, tak więc przez chwilę byłam otoczona przez żurawi klangor zewsząd. Miło wiedzieć, że jest ich tak samo dużo, jak w zeszłym roku.



Moje nogi skierowały mnie oczywiście na moją ulubioną łąkę, gdzie spodziewałam się ujrzeć sarny. Zawsze pasą się tam rano i tak też było tego poranka. I bardzo się cieszę, że ten kawałek terenu jest tak blisko zabudowań - to chyba jedyny otwarty teren, gdzie nie ma żadnej ambony myśliwskiej...

Skradałam się ostrożnie między drzewkami, aż ujrzałam między gałęziami rudą sierść i dwa wystające parostki. Śliczny koziołek pasł się ze swoją damą, spokojnie skubiąc zioła. Miał nierówne poroże - jeden parostek tak jakby był "opóźniony w rozwoju" w stosunku do drugiego, poza tym był wyraźnie krzywy.


 Na tym zdjęciu widać chyba najlepiej tą asymetrię:


Nie odejmowało mu to jednak ani odrobiny uroku!



Tuż obok nieśpiesznie posilała się sarna. Była jednak znacznie bardziej czujna - co chwilę nerwowo spoglądała w moją stronę, gdy skradałam się między gałęziami.





Tu mnie już spostrzegła, "schowała się" za tymi mikro-źdźbłami :) Ale nie dała się ponieść panice - ona i jej wybranek odeszli w swoją stronę z godnością, bez nadmiernego pośpiechu. Dopiero w lesie koziołek na mnie naszczekał - widocznie musiał pokazać, że on jednak jest maczo, tylko z opóźnionym zapłonem!


I tylko cały czas zastanawiam się, jak długo ta para jeszcze pożyła, po tym jak je sfotografowałam. Myśliwi strzelają codziennie. Nieważne, czy to ranek, czy wieczór, strzałów można się spodziewać zawsze. Ambona przy ambonie, a zwierząt jest zauważalnie mniej. Kiedy o tej porze w zeszłym roku chodziłam po lasach, nie było dnia, żeby nie oszczekało mnie przynajmniej kilka koziołków w różnych częściach lasu. I nawoływały do siebie przez pola. A teraz? Żeby przez 4 godziny spotkać tylko 2 sarny? A i tropów na ścieżkach jest o wiele mniej...

Ale chociaż w drodze powrotnej na polu nadal pasły się żurawie, a drogę zastąpił mi zając. Tak wiec uwaga moja była podzielona między te dwie (a właściwie trzy) piękności. Zając niewiele sobie robił z mojej obecności, podbiegł do mnie trochę i razem gapiliśmy się na żurawie, póki nie odleciały do swoich spraw. A wtedy i zając przypomniał sobie, że tak właściwie to powinien się mnie bać, i zwiał do lasu.







Punktem kulminacyjnym sobotniego wypadu były jednak wilgi. W tym roku w moim lesie było ich wyjątkowo dużo na wiosnę, a teraz przyszedł czas, kiedy to przychówek opuścił już gniazda i jest go wszędzie pełno. Wysoko w gałęziach uwijała się więc dwójka rodziców, które nadal karmiły piątkę swoich rozbrykanych dzieci. Maluchy skrzeczały, piszczały, latały z jednej gałęzi na drugą, robiły salta w powietrzu, po prostu bajka. Zrobienie im zdjęcia zdawało się być niemożliwością.Kilka marnych ujęć między gałęziami, i tyle. Jednak cała rodzinka w komplecie dała mi się sfotografować jeden, jedyny raz, dzięki czemu mam zdjęcie w klimacie lekko afrykańskim.

Poniżej lekko już zmęczony tatusiek:


A tu berbeć mały, jeszcze mało żółty:


I cała 7-osobowa rodzinka w komplecie!


Odprowadziły mnie do samego domu, widocznie byłam dla nich ciekawym zjawiskiem. Następnego ranka o godzinie 5.20 zbudził mnie mój kot (z przyczyn bliżej nieokreślonych) ale dzięki temu mogłam posłuchać, leżąc jeszcze w łóżku, jak dorosłe wilgi uczą swoje dzieci śpiewać. Dumny tatusiek w kółko powtarzał swój charakterystyczny trel, a zaraz po nim próbowały tego maluchy, z różnymi efektami :D Jednym szło lepiej, innym gorzej, melodię udawało się powtórzyć w jakiś 10-20%. Reszta brzmiała bardziej jak kurczak próbujący śpiewać w operze, a nawet jeśli dźwięk był ładny, to po pierwszych 2-3 nutach pisklętom udzielał się zbiorowy Alzheimer i każdy kontynuował według własnego widzimisię, wywołując kompletny chaos. Dosłownie jak w szkole muzycznej na pierwszych zajęciach u dzieci w wieku 6 lat, kiedy to każdy nagle dostaje swój instrument i wszyscy naraz próbują, jak gra :D Bardzo mnie to ubawiło i jestem na prawdę wdzięczna, że mogłam taką naukę zaobserwować!

A na koniec jeszcze taki sikor, bo tych też pełno teraz, małych, głupiutkich żółtodziobów. Do tej pory i u mnie pewien sukces lęgowy jest, z budek które powiesiłam zimą wyleciały przynajmniej 2 lęgi bogatek, 1 modraszek i 1 kopciuszków, ale tak na prawdę dowiem się o wszystkim przed zimą, gdy będę budki czyścić z gniazd. 



A na do widzenia szablaczek!




6 komentarzy:

  1. Przede wszystkim najważniejsze, że w końcu ruszyłaś ... wiadomo co :) Do tego wyjście na bogato! Trafiłaś na piękną aurę, a o tych faceliach to muszę sobie doczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może ruszę wiadomą część na dobre 😊 Przymierzam się tylko do kupienia w końcu jakiejś siatki maskującej, było by dobrze skrócić dystans, zwłaszcza że mój obiektyw przy 300 mm bardzo traci ostrość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajny spacer! A najbardziej wilg zazdroszczę! Tyle razy słyszałam, a nie widziałam nigdy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie w tym roku prawdziwe zatrzęsienie tych żółtych cudeniek! A jest na co popatrzeć, prawdziwy kawałek tropików w naszych sosnowych lasach ;)

      Usuń
  4. Sarnie zdjęcia bardzo urokliwe. Wilgi także miałam u siebie, ale wyprowadziły większość samiczek i chyba jednego samczyka, bo słychać głównie skrzeczenie, za to chłopak jest dość pojętny:))

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie wilgi są jedynie słyszalne. Czasem widzę samca jak przeleci z lasku do lasku. Zatem zazdroszczę tego koncertu.

    OdpowiedzUsuń