środa, 13 kwietnia 2016

Potwory z bagien...


(Polecam, klimatyczny, odpowiednio nastrajający podkład muzyczny pod moje wypociny! https://www.youtube.com/watch?v=Oeb9g1oVsFM&index=2&list=PLZTuUgCmeGG6bVvpXy6yXCjeKsU-XyRZ_&nohtml5=False )

Podlasie jest moim zdaniem najbardziej magiczną krainą Polski. Jest tak inne od kujaw, w których się urodziłam, tak bardzo egzotyczne na swój sposób... Zostało przepięknie pokazane w filmie "Cząstka Podlasia" który miałam okazję oglądać w kinie i to jest chyba jedyny przypadek, kiedy mogę z całą stanowczością stwierdzić, że film nie kłamie!
Już jadąc autem urzekło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze - proste, równe drogi. W porównaniu do Warmii - cudo! Nimi się nie jedzie, nimi się płynie. Na dodatek wkoło jest tak przepięknie, że prędkość 50/h niejednokrotnie była moim maximum, które rozwijałam. Po drugie - akurat w owy weekend 1 kwietnia na drogach było pusto, nie wiem, czy jest tak tam zawsze? Można było się zwyczajnie zatrzymać i ot tak fotografować żurki z okna auta przez 15 minut, i nikomu to nie przeszkadzało, bo nikogo tam nie było!



Ach, no i fakt, że w czasie podróży moje radio w aucie zastrajkowało i o ile na początku odbierało jeszcze jakieś stacje ( z niezwykłą dla mnie ilością reklam dotyczących nawozów, polepszaczy gleby i innych takich. Na Kujawach dominują niestety reklamy leków...) to potem udało się nam złapać jedynie białoruskie radio Racja! Z którego z resztą dowiedziałyśmy się ze znajomą, że( cytuję słowa wypowiadającej się kobiety)"sytuacja samotnych matek na Białorusi jest już prawie tak samo dobra jak w Rosji, Polsce i Kazachstanie!". Czemu akurat ta trójca...?

Po wycieczce do Mścich zostało nam już niewiele czasu do zachodu słońca. Wybrałyśmy się więc na krótką objazdową trasę do wież widokowych w Brzostowie i Burzynie. W pierwszym miejscu igrałyśmy mocno ze śmiercią - wiało porządnie, a ta bidna wieżyczka bujała się na lewo i prawo, skrzypiąc niemiłosiernie...

 Silny wiatr juz powoli przeganiał gęste chmury, więc Biebrza zrobiła się niebieska.


Wiało tak, że aż się fotografom horyzonty krzywiły!


A tutaj łosiek. Jedyny, jakiego widziałyśmy, niestety, w dodatku na drugim końcu rzeki.. Powiedziałam, że bez łośka nie wyjeżdżam. I bez bataliona. To były obydwa, żebym się nie czepiała!




Nie trafiłyśmy na batalionowy przylot. To była jedyna panienka, jaką widziałyśmy. Weekend 1-3 kwietnia był okresem przełomowym - odleciały gęsi, świstuny i rożeńce, natomiast w poniedziałek/wtorek, wierząc w relacje fejsbukowe, zaczęły się zlatywać bataliony. W Brzostowie powiększyłam swoją listę życiową o kolejne dwa gatunki ptaków - rycyka i szlamnika! I zapłaciłam też za to swoją cenę, czyli całe "trzi złote" zażądane przez bardzo majowego pana kaloszowego. Pan kaloszowy był bardzo miły, od razu złapał kontakt ze znajomą i zaczął jej opowiadać o swoich krowach, natomiast w pamięci pozostanie jego radosny okrzyk na wieść, że my tu ptaki podglądamy - "Aaaa, to wy tu na ptaszników się uczycie!". Mam tylko nadzieję, że jak się już na tego ptasznika nauczę, to mi nie wyrosną włosy na plecach jak im :D

Z tego powodu również ukochałam Podlasie - tutaj ludzie wciąż traktują się jak ludzi. Ufają sobie o wiele bardziej, są mili i serdeczni, tacy otwarci, z każdym człowiekiem można normalnie porozmawiać, każdy pomoże z uśmiechem na ustach. I czuć tam taki spokój, taką niesamowitą harmonię z otaczającym ich światem... Żyją nieśpiesznie, każdy w swoim rytmie i to jest przepiękne!

Po wizycie w Brzostowie zajechałyśmy jeszcze do Burzyna, idealnie na zachód słońca. Fotograficznie trudny, przynajmniej dla mnie - ostre zachodzące słońce przebijające się zza frontu chmur oświetlało tylko połowę rzeki, drugą połowę pozostawiając w cieniu.




Ptaków wciąż bardzo dużo. 90% to świstun, rożeniec i krzyżówka, plus nieliczne płaskonosy i masa bliżej niezidentyfikowanych siewek... Ech, gdyby to człowiek miał lunetę i mógłby się im bardziej przyjrzeć...







I na koniec dnia, jedna z wielu, bardzo, bardzo wielu kapliczek jakie zobaczyłyśmy na tym specyficznym pod tym względem regionie. Kiedy przyjeżdżałam z Torunia do Olsztyna na studia byłam pod wrażeniem, że na Warmii jest tyle kapliczek. Na Kujawach jest zazwyczaj jedna gdzieś we wsi i to wszystko. Na Warmii - mija się je często. Na Podlasiu - one są WSZĘDZIE. Nawet sklepy i wiaty dla turystów mają swoje. Nie wiem, skąd taka rozbieżność w ukapliczkowieniu, ale nasza autorska teoria jest taka, że tutaj ludzie bali się po prostu potworów z bagien, a jak trwoga to do Boga! Momentami brakowało jeszcze tylko żeby zza krzaków wyskoczył Wiedźmin...


4 komentarze:

  1. Cieszę się, że spodobało Ci się nasze Biebrzańskie Podlasie:) Tak na marginesie, ja bym na te drogi uważał, gdyż są zdradliwe. Niby proste, a jednak są tam niewidoczne góreczki, więc 50 km/h to dobra prędkość, zwłaszcza że dużo można zobaczyć i jednocześnie nie zaparkować na łosiu. Poza tym miejscowi lubią wjechać Ci pod koła, by za chwilę skręcić pod sklep. W Brzostowie poznałyście Pana Konopkę. Bardzo zacny człowiek, który dużo może opowiedzieć o historii tej części Doliny i o ... łosiu po drugiej stronie rzeki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spodobało to mało powiedziane, minęły już prawie dwa tygodnie od wyjazdu, a ja wciąż myślę tylko o tamtych terenach... Zdradziłam nawet swoje ukochane Bieszczady dla Biebrzy! A górki owszem, są, nacięłam się na taką jedną po wjeździe i potem już uważałam ;) Ale i tak są to o niebo całe lepsze drogi niż w Olsztynie, moje stare autko było zadowolone :D

      Usuń
  2. Tacy ludzie jak piszesz - mili, serdeczni, niespieszni... Na szczęście nie tylko na Podlasiu. Podobnie jest na całej ścianie wschodniej. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego po studiach się tam przeprowadzam, o! :D

      Usuń