wtorek, 16 lutego 2016

Czarni bracia

 Koniec stycznia i początek lutego to nie jest dla mnie dobry moment na jakiekolwiek wypady gdziekolwiek - sesja. Czasu starcza najwyżej na krótki spacerek dookoła bloku, ewentualnie po jedzenie do supermarketu. Toteż i tutaj zaległa cisza na dłuższy czas. Teraz odpoczywam, leżę do góry brzuchem (no dobra, nie leżę - gotuję dziwne rzeczy, maluję, czytam, włóczę się, ale się nie uczę, czyli w moim słowniku zajmuję się nicnierobieniem) i zbieram siły na następny semestr. Wyciszyłam się. Zwolniłam. I zaczęłam znów patrzeć.
 W Toruniu mieszkałam przez 18 lat, większą część życia w tym samym mieszkaniu, niemniej jednak dopiero teraz zainteresowałam się bardziej spektaklem, który dzień w dzień odbywa się pod moim oknem. Chodzi o ogromne stada kawek i gawronów, które przelatują codziennie przed moim blokiem, tworząc jedno z piękniejszych widowisk. Jest zima, słońce wstaje późno, toteż i kawki lecą na miejsce żerowania o bardziej ludzkiej godzinie. Na moim osiedlu są zawsze o 7-7.15. Codziennie punktualne. I lecą, ogłaszając całemu światu swoje przybycie radosnymi krzykami. Jest ich dużo, myślę że koło 1500 - 2000? Lecą, wyraźnie ciesząc się z nastania dnia. Krążą na wznoszącym się powietrzu, robią piruety, salta, gonią się nawzajem, zawracają... Im większy jest wiatr, tym większa radość. W wietrzne dni aż roi się od nich na niebie - podlatują kawałek pod wiatr, po czym zawracają i z wielką prędkością szybują w dowolnym kierunku. Z resztą nie tylko one - mewy i gołębie także lubią wiatr, i pewnie inne większe ptaki również. Kawki codziennie mają taki sam rytm dnia - do południa żerujemy, bawimy się, dokuczamy sąsiadom, bądź też po prostu odpoczywamy, koło południa - czasem jest to 11, czasem 12 - wszystkie kawki i gawrony znów zbierają się w wielkie stada, bawią się w powietrzu, przesiadują przez chwilę razem na drzewach, być może dyskutują o tym, co dziś znalazły dobrego do jedzenia lub kto kogo wygonił z jego gniazda, po czym każda wraca do swoich zajęć. Kiedy tłumnie wzlatują w powietrze, podrywają też inne ptaki do lotu - krążą z nimi gołębie, śmieszki, czasem większe mewy. Powrót na noclegowisko teraz to godzina 15.30, z przesunięciem najwyżej 10-minutowym. I znów wielkie stada w powietrzu, lecz teraz już spokojniej, z mniejszą werwą, w mniej licznych stadach, zmęczone całym dniem. Były kawki - nie ma kawek. To piękny widok, zwłaszcza że mieszkam na 6 piętrze, więc mogę obserwować ich akrobacje będąc na równej wysokości razem z nimi. I im dłużej je obserwuję, tym bardziej odczuwam ich odrębność, obcość. To zupełnie inna społeczność, ze swoimi zasadami, regułami, swoim własnym językiem, zwyczajami... Człowiek mija codziennie te ptaki na trawnikach i nawet przez myśl mu nie przejdzie, że przecież te krukowate również mają emocje, również myślą i czują. Mają swoich wrogów i przyjaciół, kochają się bawić i są bardzo ciekawskie. Oczywiście nie są aż tak inteligentne jak kruki (które moim zdaniem tworzą najbardziej niesamowitą społeczność i nie zasługują już na miano "tylko zwierząt", nie przy tej inteligencji i tak rozwiniętym języku) ale również budzą we mnie respekt. Kto zechce poszukać, znajdzie w internecie filmiki z przeróżnymi zachowaniami kawek, wron i gawronów, które niewątpliwie wskazują na ich inteligencję, ale także ciągłą chęć do zabawy. Poniżej zamieszczam mój krótki film z przelotów naszych czarnych braci. Nie jest to może mistrzostwo świata, ale kawki widać :)

I jeszcze jedno - ostatnio zaczęłam wychodzić z domu do lasu bez aparatu fotograficznego, najwyżej z lornetką. Potrzebuję takiego "detoksu". Bez niego, bez ciągłej presji dokumentowania, presji robienia idealnych zdjęć, mogę wreszcie zwolnić. Obserwować ptaki, naturę i wszystkie sceny zapamiętywać, miast robić im masę zdjęć. Mam wrażenie, że kiedy obserwuję świat przez obiektyw, jestem w mniejszym stopniu uczestnikiem tego, co się dzieje. Jakby ktoś oddzielił mnie parawanem. Myślę, że przez jakiś czas ograniczę liczbę robionych zdjęć do minimum. Postaram się bardziej być i czuć, co niewątpliwie da mi więcej radości z lasu :) Ach, i postaram się bardziej obserwować ptaki, a nie tylko iść przez las i odhaczać kolejne gatunki na liście. Bo niestety - mogę wymienić szereg ptaków, które udało mi się zobaczyć, ale o nich samych wiem wciąż tak mało!


6 komentarzy:

  1. Wiesz, z tą obserwacją bez aparatu to prawda, ale z drugiej strony, gdy zależy Ci na zdjęciu, robisz znacznie więcej i staranniej, żeby tę przyrodę podejrzeć. Trudna sprawa. Całe życie spędziłem w lesie, były lata wyłącznie z lorentką, teraz płyną lata wyłącznie z aparatem. Nie umiem ocenić co było czy jest lepsze. Może wystarczy jedynie wyluzować z tą presją jeszcze lepszej foty? Dokładnie o tym dziś napisałem post :))) zgraliśmy się z inencją w pewnym sensie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, u mnie dochodzi jeszcze niestety frustracja dotycząca robienia zdjęć - moją największą pasją są ptaki, a niestety nie potrafię zrobić im jakichkolwiek sensownych zdjęć, chyba że akurat mam za plecami pełne słońce, a ptak się nie rusza i śpi ;) Więc nawet jak mam na wyciągnięcie dłoni piękne pierzaki, to nawet nie wyjmuję aparatu, bo i tak nie zdążę ustawić ostrości ręcznie (mój AF też preferuje bezruch) a zdjęcia i tak wyjdą poruszone, ciemne (ISO najwyżej 800, potem już szum że hej) więc po co się denerwować. Fotografia krajobrazowa jest piękna, ale ile można fotografować rośliny i krajobrazy, wciąż z resztą te same :) Gdybym mogła (albo po prostu umiała) fotografować zwierzęta, też pewnie bym się z aparatem nie rozstawała.

      Usuń
  2. To samo zjawisko (punktualność} można świetnie obserwować nad Biebrzą, we wrześniu. Obok domu, w którym mieszkałem, codziennie o 19.00 pojawiały się wielkie stada szpaków, lecących na nocleg w trzcinach. Nigdy wcześniej i nigdy później. A, co do niezabierania aparaty, to szczerze zazdroszczę:}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest na prawdę dziwny fenomen, najdziwniejsze jest jednak to, że nawet człowiek tego zegara wewnętrznego nie utracił :)

      Usuń
  3. Kolega obserwował kiedyś kawki z okien swojego domu. Doprowadził te obserwacje do perfekcji rozpoznając nawet poszczególne ptaki. Opowiadał o nich różne fajne historie. Na wsi ich nie ma, spotykam je tylko jak jestem na zakupach. Wszystkie one mają swój świat. Takie ciśnienie z foceniem miałam jak zaczynałam robić zdjęcia motyli, ale okazało się, że jak je długo obserwowałam, to potem z łatwością przewidując co zrobią mogłam im zrobić zdjęcie, tak, że jedno drugiego nie wyklucza. A sama obserwacja jest rzeczywiście cudowna, często wracam bez zdjęć, a co się napatrzyłam to moje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę na prawdę ludziom, którzy mają czas i cierpliwość do takiego dogłębnego obserwowania! A motylami i ja się zajmuję, kiedyś nawet robiłam fotoatlas motyli występujących w okolicach Lasek Małych - pomijając te małe, których nie byłam w stanie sfotografować, zebrało mi się grubo ponad 70 gatunków ;) Teraz już latam raczej z siatką

      Usuń