niedziela, 10 stycznia 2016

Z czy bez?

Oj, ciężko u mnie ostatnio z czasem na przyrodnicze wypady. Semestr zbliża się do końca, trzeba więc zrobić nam naraz kolokwia ze wszystkiego. Niemniej jednak staram się, pomiędzy pryszczycą a wąglikiem, wstąpić choć na chwilę do lasu, który szczęśliwie mam tuż koło domu. Wypad króciutki, godzinka maksymalnie, byle tylko zaczerpnąć oddechu i ustrzec się od narastającej fiksacji.
Ale, jak zwykle, nawraca stały problem - iść tak o, bez aparatu, najwyżej z lornetką i po prostu odetchnąć lasem, czy może jednak brać sprzęt? Logicznym byłoby brać - w końcu zawsze może zdarzyć się coś, co warto uwiecznić. Niestety - las od zawsze leci sobie ze mną w kulki. Do tego stopnia, że kiedy chcę zobaczyć coś ciekawego, nigdy nie biorę ze sobą aparatu! Mam wrażenie, że cała leśna brać doskonale wie, kiedy mam go przy sobie i wtedy cicho siedzi w krzakach. Idę bez niego - zaraz są stada sikorek, dzięciołów, drapole, sarny, dziki... Ot, w środę na spacerze naliczyłam co najmniej 10 dzięciołów dużych, dwa średnie i jednego pięknego czarnego, który jak gdyby nigdy nic odrąbywał korę drzewa najwyżej 8 metrów ode mnie (idealne światło, miejsce i w ogóle wszystko do zrobienia pięknych zdjęć aparatem, którego nie miałam), plus stada mniejszych pierzastych, a w sobotę, kiedy wybrałam się na łowy fotograficzne - cisza. Pustka. Dzięcioł duży sztuk jedna na samym szczycie sosny ( tak swoją drogą szukanie dzięcioła w lesie na słuch jest lekko denerwujące - brzmi jakby pukał na tym drzewie, więc stoję i jak głupia przeglądam każdą gałąź, a on siedzi 6 drzew dalej...), który z resztą odleciał w momencie w którym przyłożyłam oko do wizjera i to wszystko. I teraz pytanie - czy las ucieka od aparatu czy chce nauczyć nawyku brania go ze sobą wszędzie, bo a nóż? :)
Ach, no i jeszcze jedna kwestia - lornetkowa. Czy nikt jeszcze nie wyprodukował lornetki specjalnie na zimę z podgrzewanymi soczewkami w okularach? Och, jakbym chciała taką mieć! A nie wydziwiać z wstrzymywaniem oddechu, oddychaniem bardziej w lewo albo w prawo, a potem z ciągłym przecieraniem zaparowanych soczewek i własnych okularów. Podobno niektórzy noszą lornetkę zimą pod kurtką grzejąc ja własnym ciałem, ale mnie to osobiście nie przekonuje - niewygodnie tak się chodzi, no i trzeba się co i rusz rozpinać, zapinać... ech.

Tak więc poniżej parę zdjęć z tego bardziej martwego lasu. Chociaż srebrne pnie tych drzew wyglądają bardzo żywo, niczym słoniowe nogi albo ogromne macki obcego...






I na koniec garść mojego ulubionego chaosu.



9 komentarzy:

  1. Piękny ten las! Te szare drzewa, jak mi się wydaje, to są buki. Ogromne macki Obcego ... Mglista, załatwiłaś mnie nan cacy! Nie mogę przez Ciebie sycić się pięknym lasem, widzę Nostromo! :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. A, i jeszcze jedno! Aparat zawsze! Las się przyzwyczai! To tylko taka początkowa histeria :)
    Najmniej zaparowują lornetki pozostawione w domu! - Ja nie zabieram :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to buki- drobinki śniegu osiadają na tych porostach na pniu i z zielonych robią się srebrne. No nie wiem, ta początkowa histeria trwa już ładnych parę lat :-D A bez lornetki- nie wyobrażam sobie! Przecież to moja trzecia ręką, chyba nawet bardziej niż telefon ;-)

      Usuń
  3. Koleżanko! Właśnie odkryłaś pierwszą zasadę fotografii przyrodniczej. Zawsze. Powiadam Ci zawsze, gdy nie zabierzesz sprzętu - wyłazi coś fajnego. Tak było, jest i będzie:) PS. A kolokwiów (trzeba sprawdzać, zamiast iść do lasu) też nie kochamy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem chyba zasadne byłoby rzucić sprzęt w krzaki, najlepiej w ogóle przebrać się w szatki z mchu i paproci, po czym udawać Pocahontas i zbratać się dogłębnie z tą całą zwierzyną, która zadziwiona naszą nową formą rzuci nam się na spotkanie... :) :) :)

      Usuń
  4. Na 4 i 5 ładnie grają kolory :)) Ja też zima nie noszę, nawet okularów nie zakładam, bo od pary szału można dostać, a spacer ma całkiem co innego na celu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) No ja opcji bez okularów raczej nie przewiduję, z moją wadą zapewne wylądowałabym na pierwszym lepszym drzewie i nie potrafiła znaleźć drogi do domu. Para to przy tym pikuś!

      Usuń
  5. Ech, ta teoria, że jak bez aparatu, to atrakcje same się pchają, została już potwierdzona chyba przez wszystkich fotografujących ;-(

    Kiedyś lornetka też była nieodłącznym mym towarzyszem, ale teraz rąk brakuje ;-)

    A las jest zawsze piękny - i te chaszcze, i te nogi stworów niezidentyfikowanych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do rąk to za jakieś dwa lata zapraszam do mnie, będę miała (miejmy nadzieję) już dyplom w kieszeni i będę mogła zająć się przeszczepianiem różnych kończyn wszędzie. Już mam zaplanowane że doszyję sobie ze dwie ręce i może jeszcze jedną parę uszu i oczu. Co będę się ograniczać :)

      Usuń